Powrót... 8. Nadzieja


    Sezon 2000 rozpoczął się, jak zwykle, w Monte Carlo. Dość „normalna" była też zacięta walka od samego początku. Jadący Imprezą Burns i prowadzący Lancera Mäkinen używali tylko manetek gazu, uznając hamulce za zbędny gadżet, dzięki czemu pierwszego dnia mieli już dość sporą przewagę nad resztą stawki. Jednak dziwne rzeczy zaczęły się dziać rankiem następnego dnia. Otóż po wyjątkowo mroźnej nocy ani Subaru Burns'a, ani żaden z trzech Peugeotów, nie chciały zapalić. Oznaczało to dla nich szybkie zakończenie rajdu. Na szczęście Kannkunen nie miał kłopotów z odpaleniem swojej Imprezy (a może to Juha, jako urodzony Skandynaw, miał jakąś metodę na takie problemy?) i Fin zajął ostatecznie trzecie miejsce.

    Również Rajd Szwecji zaskoczył kierowców. Tym razem to wyjątkowo wysokie temperatury roztopiły śnieg i lód w wielu miejscach i niektóre oesy musiały zostać skrócone, a nawet anulowane. Po pierwszym dniu odstępy czasowe w czołówce były niewielkie, bowiem zajmujący siódmą pozycję Kannkunen, tracił do prowadzącego Grönholma tylko 42 sekundy. Podczas drugiego etapu nadal dominował Marcus Grönholm, jednak dużymi krokami zbliżał się do niego Colin McRae pokazując, charakterystyczny dla siebie, agresywny styl jazdy. Na ostatnich odcinkach tego dnia szybszy okazał się jednak Mäkinen, który wyprzedził Colina o 3,5 sekundy. Na dalszych pozycjach, zachowując wciąż szanse na wygraną, uplasowali się kolejno: Thomas Radström i Richard Burns. Ostatniego dnia Grönholm dzielnie bronił pozycji lidera i po raz pierwszy w karierze wygrał rajd WRC. Tommi zajął drugie miejsce, zaś po zaciętej walce o ułamki sekundy, jako trzeci na mecie zameldował się McRae. Czwarty był Radström, piąty Burns. Juha Kankkunen przez cały czas borykał się z problemami technicznymi i ukończył rajd jako szósty.

    Przez wielu uważany za najtrudniejszą eliminację - Rajd Kenii - okazał się być bardzo szczęśliwym dla SWRT. Od samego początku tempo nadawał Burns, a w jego cieniu podążał Kankkunen. Chociaż „cień" to może za dużo powiedziane, bo choć po pierwszym etapie Fin utrzymywał bezpieczną przewagę trzech i pół minut nad Didierem Auriolem, to do Burnsa tracił już cztery minuty. Dopiero siedem minut za Juhą był - prowadzący Focusa - Petter Solberg. Kierowcy Forda i Mitsubishi skarżyli się na ogumienie Michelin, w którym, przy wysokich temperaturach, tzw. mousse po prostu topniało. Musieli więc używać normalnych opon, wskutek czego „łapali kapcie" nawet trzykrotnie na jednym odcinku. Dla porównania: prowadząca trójka używała opon Pirelli i nie doświadczyła tego problemu ani razu. Drugiego dnia pustynny Dżin spełnił życzenie kierowców i kłopoty z oponami Michelin znikły, zaś McRae i Sainz mogli skuteczniej atakować czołówkę. Przez cały etap wymieniali się na pierwszej i drugiej pozycji. Jednak pod koniec Colin musiał się wycofać z powodu usterek technicznych (ach, gdyby miał jeszcze jedno życzenie...). Auriol wrócił na wcześniej zajmowaną pozycję, jednak tracił już aż 15 minut do Kankkunena. Na czwarte miejsce wsunął się Sainz, a Solberg obronił piąte przed atakami Toshihiro Arai. Na jednym z oesów temperamentny Panizzi…pobił się z kierowcą, który złośliwie blokował mu drogę. FIA ukarała Francuza grzywną w wysokości 50.000 dolarów. Trzeciego dnia nikt już nie zdołał przeciwstawić się kierowcom Subaru. Imprezy okazały się najbardziej niezawodnymi rajdówkami. Pochwalić należy również opony Pirelli, bowiem obaj używający ich zawodnicy przejechali rajd spokojnie, bez „łapania kapci". Poza drobną usterką w samochodzie Sainza i odpadnięciem McRae, do końca zawodów nie wydarzyło się już nic nadzwyczajnego. I tak, za Burnsem i Kankkunenem uplasowali się kolejno: Auriol, Sainz, Solberg, Arai, Schwarz i Climent.

    W Rajdzie Portugalii, Subaru po raz pierwszy wystawiło Imprezy, które, rzekomo, miały być nowe w dziewięćdziesięciu procentach. Kankkunen żartował, że te pozostałe dziesięć procent, to kierowcy. Po czwartym oesie Burns prowadził, co prawda, przed Sainzem, Grönholmem i McRae, ale Kankkunen w międzyczasie zawadził o głaz uszkadzając zawieszenie i musiał zakończyć udział w rajdzie. Największy rywal Burnsa, Tommi Mäkinen, dopiero w drugiej połowie pierwszego dnia złapał rytm i zaczął jechać naprawdę szybko. Niestety Richard na ósmym oesie stracił przewagę czterdziestu sekund, co było spowodowane kłopotami ze wspomaganiem kierownicy. I choć na dziewiątym odcinku specjalnym Brytyjczyk wciąż walczył o utrzymanie samochodu na drodze, stracił jednak pozycję lidera, którą przejął Grönholm. Mäkinen uszkodził zawieszenie i musiał się wycofać, a McRae'owi wybuchł silnik. Pod koniec dnia prowadził Grönholm przed Sainzem, za nimi jechał Burns z czterdziestodwusekundową stratą do lidera, dalej Rovanperä, Solberg i Auriol. Drugiego dnia Burns, jak można było przewidzieć, rozpoczął atak na pierwszą pozycję. Wykorzystał fakt, że Grönholm, jadąc jako pierwszy na trasie, musiał „zamiatać" śliski kurz przed resztą zawodników, co go mocno spowalniało. Po kilku oesach Brytyjczyk objął prowadzenie. Jednocześnie toczyła się ostra walka o czwartą pozycję pomiędzy wschodzącą gwiazdą Norwegii - Solbergiem - a rajdową ostoją spokoju - Harrim Rovanperä. Na ostatnich odcinkach dotychczasowa przeszkoda Grönholma stała się jego przewagą,: lekki kurz i pył unosiły się teraz za nim i goniący go Burns musiał miejscami mocno zwalniać, żeby nie wypaść z drogi. Marcus objął ponownie prowadzenie, a Solberg, jadący do tej pory bardzo pięknie, niestety musiał się wycofać, z powodu problemów ze sprzęgłem. Trzeci etap składał się tylko z trzech odcinków o łącznej długości zaledwie sześćdziesięciu kilometrów. Nie oznaczało to jednak, że walka się skończyła. Przeciwnie - prowadzący kierowcy, Burns i Grönholm, dawali z siebie wszystko, walcząc do „do ostatnich metrów". I tak, na pierwszym oesie, Richard zmniejszył przewagę Marcusa do 2,1 sekundy. Na drugim zaś wygrał z nim o 1,7 sekundy i walka o zwycięstwo miała rozstrzygnąć się na ostatnim odcinku. Na szczęście Impreza okazała się być szybsza i Brytyjczyk wygrał z rywalem o 6,5 sekundy. Po tak zaciętej walce wszyscy byli zgodni, że należało mu się drugie zwycięstwo z rzędu, a rolnik z Finlandii i tak pokazał światu, że zalicza się do ścisłej czołówki najlepszych kierowców. Sainz ukończył zawody na bezpiecznej trzeciej pozycji, a na brawa zasłużył Rovanperä, który zajął czwarte miejsce jadąc prywatną Toyotą Corollą.

    W kilku następnych rajdach kierowcy SWRT obudzili nadzieję na pierwszy od pięciu lat, podwójny tytuł mistrza świata. Zapowiedzią mógł być Rajd Katalonii, który padł łupem Richarda Burnsa. Jednak, poczynając od Rajdu Akropolu, Brytyjczyka zaczął prześladować pech, który zmusił go do wycofania się w trzech kolejnych eliminacjach. Na Korsyce i w San Remo barw Subaru bronił specjalista od asfaltu Simon Jean-Joseph, ale niestety zawiódł. Dopiero Rajd Australii, trzynastą z czternastu eliminacji, można było zaliczyć do stosunkowo udanych, bowiem Burns zajął drugie miejsce. Jednak tytuł mistrza, w klasyfikacji producentów, zapewnił sobie już wtedy Peugeot. Ostatnie nadzieje związane były z rajdem Wielkiej Brytanii. Wtedy jeszcze kilku kierowców, włączając Burnsa, miało szanse na tytuł.

    I choć to właśnie Burns, po wycofaniu się McRae, w pięknym stylu wygrał Rajd Katalonii, tytuł mistrza przypadł - drugiemu na mecie - Marcusowi Grönholmowi. Początek sezonu 2000 był dla SWRT bardzo udany, jednak od połowy cyklu eliminacji obaj kierowcy borykali się z poważnymi kłopotami, co w efekcie nie pozwoliło na zdobycie jakiegokolwiek tytułu. Ale takie są rajdy.




Powrót.....:: SUBARU ::..